czwartek, 31 lipca 2014

Było. Minęło.

Wieczór panieński nie należał do najciekawszych imprez, na jakich miałam okazję być. Dużo szumu i gadaniny, kombinacje alpejskie, szeroko zakrojone przygotowania. Wszystko po to, by na końcu okazało się, że większość czasu spędzimy w mieszkaniu jednej z uczestniczek, popijając wódkę z colą. Dla przyszłej panny młodej przygotowane zostało kilka typowych zadań, a za nagrody robiły rozmaite gadżety, bardziej lub mniej trafione. Na przyczepkę dorzuciłyśmy bon zakupowy na ekskluzywną bieliznę. Po kilku głębszych zebrałyśmy się w sobie i ruszyłyśmy na podbój Krakowa. Dotarłyśmy do knajpy, gdzie czekał na nas zaklepany stolik w pakiecie z kasą do wykorzystania w barze. Wszystko pięknie, ładnie. Kilka metrów dalej konkurencyjna zabawa. Szkoda tylko, że nic się nie działo ciekawego. Na parkiecie pustka. Po cichu marzyłam o tym, aby pobiec na wieczór kawalerski przyszłego pana młodego i patrzeć, jak skacze na bungee, a później razem z nim bić rekordy toru gokartowego. Tymczasem… nuda! 

gettyimages.com
Czułam, jak życie przecieka mi przez palce. Niestety wiele innych osób wykpiło się znacznie wcześniej i razem z przyjaciółką uznałyśmy, że musimy pójść tak dla zasady (czytaj: w innym razie Panna A. by nas zabiła). Na szczęście główna organizatorka podjęła decyzję o wymarszu do innego klubu, gdzie przynajmniej trwała regularna potańcówka. Do domu wróciłam o 4:00 rano. Tylko dlatego, że uciekł mi wcześniejszy autobus.

Cóż... Swój pierwszy wieczór panieński uznaję za odfajkowany, ale nie jakoś super udany. Stwierdzam z pełnym przekonaniem, że zamiast tego można zrobić dużo fajniejszych rzeczy, które nie będą wymagały stresu związanego z wciskaniem się w za małą sukienkę, ubiegłego lata jeszcze pasującą! Poza tym, sama idea, jak to się mówi - pożegnania z wolnością, totalnie do mnie nie przemawia. Może jestem jakaś niedzisiejsza? Jak uważacie? Czy taka forma imprezy to faktycznie „must have” każdej potencjalnej żony / każdego potencjalnego męża, czy tylko kolejny wymysł wyciągający z naszych kieszeni ostatnie grosze na torty w kształcie penisów i inne pierdoły?

Z pozdrowieniami, ledwie łapiąc oddech.  :)