niedziela, 4 stycznia 2015

Rok 2015

Po przejechaniu niemalże 2 tys. kilometrów z okazji świąt, Sylwestra postanowiliśmy spędzić bardziej stacjonarnie – w kapciach przed „Youtubem”. Zwolnienie tempa było mi bardzo potrzebne. W końcu pierwszy raz od rozpoczęcia nowej pracy mogę cieszyć się wolnym dłuższym niż jeden dzień w tygodniu, który i tak de facto spędzałam na ogarnianiu obowiązków domowych. Z lubością snuję się po mieszkaniu z roztrzepanymi włosami w misiowatym szlafroku, choć wskazówka zegara pokazuje twardo godzinę 12:00.  

Sięgam po kubek ulubionego cappuccino i gapiąc się za okno pierwszy raz w historii noworocznych postanowień – POSTANAWIAM. Dlaczego? Sama nie wiem. Może właśnie dlatego, że nigdy nie robiłam listy „hop-bęc” na kolejne 365 dni? Może brakuje mi jakiegoś dodatkowego punktu zaczepienia, który w razie kryzysu pozwoli mi uciec od szarej codzienności? Zatem decyzja zapadła, pozostało tylko wybrać formę. W tym celu odeszłam od okna, by przegrzebać kawałek Internetu, przynoszącego w takich chwilach całkiem sporo inspiracji. Oczywiście się nie zawiodłam.

Kochani, z pełnym przekonaniem stwierdzam, że rok 2015 będzie rokiem CZYTELNICZYM. Z przyjemnością przyłączam się do książkowego wyzwania, które znalazłam u Amelinowej i jednocześnie każdego mola książkowego zachęcam do wzięcia udziału w zabawie. Jak widać na załączonym obrazku, czasem odnalezienie właściwej książki będzie niezłą zagwozdką. :)  


Rok 2015 będzie też rokiem PISARSKIM. Być może blog na tym specjalnie nie zyska (chociaż…;)), ale dobrze byłoby sobie podnieść skilla nawet gdyby koniec końców wszelkie wypociny miały wylądować w szufladzie. Pomocne w tym temacie będzie forum historycznego PBFu, na którym stale i niezmiennie siedzę od lat paru.

Rok 2015 będzie rokiem bardziej DYNAMICZNYM, niż poprzedni. Więcej ruchu, więcej sportu, więcej odwagi do smakowania rzeczy nowych i nieznanych. Najbliższa sposobność – łyżwy. :) 

Rok 2015 będzie rokiem lepszym, czego sobie i Wam, Drodzy Czytelnicy, życzę z całego serca. Oby Wasze postanowienia realizowały się bezproblemowo. O ile je robicie. Robicie? A może uznajecie, że nie ma to większego sensu?

Pozdrawiam wszystkich! 


niedziela, 2 listopada 2014

Kolejny krok naprzód

Końcówka roku z założenia powinna inspirować do podsumowań i nakreślania pełnych nadziei noworocznych postanowień. Z założenia. Dla mnie październik okazał się nieść zupełnie inny ładunek emocji i zamiast refleksji, doprowadził do nieoczekiwanych zmian.

Wróciłam do pracy, ale praca coś nie chciała wrócić do mnie. Rządowe obsuwy dorżnęły cały interes do samego spodu, zmuszając dział, a właściwie nasze szefostwo, do podarowania ludziom trzymiesięcznego urlopu. Oczywiście bezpłatnego. W rezultacie przesiedziałam jakieś dwa tygodnie w domu, upodabniając się do tych wszystkich smutnych ludzi ze skandynawskich filmów, którzy patrzą z nostalgią przez okna, a później moczą blade ciała w wannach. Wpadłam w ramiona jesiennej depresji, tracąc zapał do czegokolwiek. Wysyłałam CV, mając nadzieję, że odezwie się ktoś z kategorii „lepsza opcja”, a nie „cokolwiek, byle by było”. Po tygodniu zadzwonił telefon z propozycją. Udałam się na rozmowę bez zbędnego spięcia, traktując ją bardziej jak okazję do wyjścia z chałupy, niż szansę na znalezienie pracy. Najwyraźniej moja strategia przypadła rekruterce do gustu, bo jeszcze tego samego dnia otrzymałam pozytywne wieści. Świat znów nabrał barw, a jesień zapachniała wilgocią, mgłą i liśćmi.

Dwa dni później musiałam zerwać się o nieludzkiej porze, by o 5:00 rano pobiec na tramwaj, z tramwaju na busa prosto do Katowic, a później dalej w kierunku Bytomia na szkolenie. Od jutra walczę dalej, razem z nową koleżanką z pracy – Panną I., tancerką, pedantką, niezależną singielką, puszczającą (mimo wszystko) wodze fantazji w kierunku potencjalnego męża i gromadki dzieci. Od jutra spada mi na głowę prowadzenie całego oddziału szkoły, co wywołuje pomieszanie ekscytacji z delikatną paniką. Tak... Jutro robię kolejny krok naprzód, odbudowując w sobie nadzieję, że może to wszystko wreszcie się jakoś poukłada...

sobota, 18 października 2014

Dziś śniła mi się Hiszpania

Ciężki to był powrót.

Do Krakowa zajechaliśmy po równym miesiącu, do Polski ciutkę wcześniej – niecały tydzień. Ale wiecie, jak to jest. Musieliśmy odwiedzić jedną rodzinkę, drugą, zjeść kilka obiadków, sporo ciast, wypić trochę kaw i OPOWIADAĆ. Opowiadać o tych wszystkich cudach i dziwach, opowiadać o ludziach, których spotkaliśmy, o jedzeniu, które smakowaliśmy i miejscach, które poznaliśmy.




Zawitaliśmy do Bratysławy, by później na własnej skórze odczuć prawdziwą, słoweńską gościnność. Jedliśmy włoską pizzę w Weronie, a chwilę później podziwialiśmy wspaniałe, górzyste tereny północnych Włoch.





Smakowaliśmy pachnącej lawendą Francji, odpoczywaliśmy w upalnej Hiszpanii.






Niemcy były pod pewnymi względami przykrym uzmysłowieniem sobie, że nasza podróż dobiega końca. Z drugiej strony swojskie krajobrazy,lasy i łąki, dotknięte ręką jesieni, wzbudziły w nas jakiś taki dziwny sentyment do rodzinnych stron. Jeżeli ktoś kiedyś miał okazję czytać książkę Tomka Michniewicza - „Samsarę”, z uśmiechem na twarzy przypomni sobie pewną cenną radę autora. Podróżuj! Zwiedzaj! Smakuj i poznawaj! Nie zatrać się w tym jednak bez reszty. Zawsze dbaj o to, żeby mieć to jedno szczególne miejsce, do którego możesz powrócić, by schować plecak w ciemny kąt, wypić lampkę wina, niosącą ze sobą pamięć o winnicy, z której pochodzi i naciągając na ramiona puchaty koc - dzielić się swą opowieścią. A za rok... kto wie? Kto wie, gdzie wyruszysz za rok? Tak naprawdę sam jeszcze tego nie jesteś w stanie powiedzieć. Jedno tylko jest pewne – przed Tobą cała masa ścieżek do zbadania. Dlatego rozkoszuj się obecną chwilą, bo zrobiwszy pierwszy krok o drugi dużo łatwiej... :)

***

Kochani! Więcej na powyższy temat pisać w tym miejscu nie będę. Kto chciał trafić na funpage'a, ten trafił. Kto chciał czytać, ten czytał. Wracam zatem do rzeczywistości, choć trochę niechętnie. ;) Jak tam sprawy u Was się toczą? Mam nadzieję, że nie dopadła Was jesienna chandra? :)