wtorek, 27 maja 2014

Kiedy nie chcesz już śnić cudzych marzeń

Jeszcze ze dwie wiosny temu wyjście w stroju kąpielowym na widok publiczny było dla mnie nie do pomyślenia. Z jednej strony atakowały kompleksy, z drugiej taka forma spędzania wolnego czasu wydawała mi się strasznie bezsensowna. Ubiegłego lata dałam się namówić na plażowanie oraz wizytę w termach i… zmieniłam zdanie. Nie przypuszczałam, że taplanie się w wodzie jest tak przyjemne. A do tego ładna opalenizna, no no. ;)

Tegoroczny sezon otworzyłam sama, bez czekania na zachętę ze strony Potwora. Gdy on cały weekend spędził w pracy, ja spakowałam koc, dorzuciłam książkę, butelkę z wodą oraz olejek, po czym wbiłam się w bikini i zabrałam swój blady tyłek nad Zalew Nowohucki. W połowie okrążenia znalazłam idealne miejsce. Rozłożyłam się wygodnie pośród różowej koniczyny. O taak, cudownie mieć wolny weekend!

Moje myśli zaczęły błądzić po rozmaitych obszarach. Jeden z nich wyraźnie nawiązywał do interesującego wpisu Hanji, na który trafiłam pewnego ranka, co w magiczny sposób skłoniło mnie do podsumowań i wyjaśnień. Otóż…

Jakiś czas temu wybraliśmy się z Potworem na małą wyprawę. Właściwie to on mnie wyciągnął, bo koniecznie musiał odwiedzić stare śmieci. Pogoda sprzyjała wojażom, więc chętnie udaliśmy się na oględziny starej, zrujnowanej piekarni. Do takich miejsc mam zazwyczaj dość ambiwalentny stosunek.  Z jednej strony są pasjonujące same z siebie, zwłaszcza, gdy pośród murów można wyczuć obecność ludzi, którzy w danym miejscu spędzili znaczną część swojego życia. Paradoksalnie z tego samego powodu nie chce się tam wchodzić. To niepokojące uczucie czyjegoś wzroku wbitego w Wasze plecy, brrr! Po zwiedzeniu całego parteru Potwór wpadł na genialny pomysł wdrapania się na pierwsze piętro po obdrapanych, pozostawiających wiele do życzenia schodach. Wiedziona instynktem samozachowawczym, a do tego głęboko przekonana, że tabliczka z napisem „GROZI ZAWALENIEM” nie została tam powieszona przez przypadek, postanowiłam odpuścić.

Tego dnia odkryłam dwie rzeczy. Odkryłam, czym się różni odwaga od brawury. Zrozumiałam, że za długo tkwię w swojej STREFIE KOMFORTU.
O ile pierwsza kwestia może się spotkać ze zrozumieniem, o tyle druga zaczęła mnie nieco uwierać.

No bo pomyślmy… Czy nie macie czasem wrażenia, że najfajniejsze rzeczy dzieją się gdzieś daleko od was? Przypomnijmy sobie Hobbita Sama Gamgee, który nigdy nie opuszczał bezpiecznych granic swojej wioski. Czy dokonałby całkowitej zmiany, gdyby nie zrobił pewnego dnia jednego kroku więcej? Pewnie nie.

Sytuacja ze schodami uświadomiła mi, że potrzebuję czegoś innego. Siedzenie w jednym punkcie, choć bezproblemowe i spokojne, na dłuższą metę nie wnosi niczego konstruktywnego. Zamiast iść naprzód, człowiek stoi w miejscu, pozbawiając się nowych bodźców oraz motywacji do wstania z łóżka.

Wzięłam swoje spostrzeżenia za rękę i poszłam na długi spacer. W końcu stało się. Tupnęłam nogą. Postanowiłam zrobić coś szalonego i zawalczyć o swoje marzenia. Tak naprawdę wiele osób śni najpiękniejsze sny, ale jaki procent decyduje się podjąć trud ich realizacji?

by Monse Nava

Nie. Nie, nie, nie. Nie chcę zasilać szeregów frustratów. Chcę coś przeżyć, coś zobaczyć, zasmakować przygody, by na starość usiąść w bujanym fotelu z uśmiechem na ustach i przyznać przed samą sobą, że ogólnie było całkiem fajnie. Dlatego zdecydowałam się wybrać na małą włóczęgę po Europie. Tak na dobry początek. Pomysłem szybko zaraziłam Potwora. W atmosferze ogólnego pobudzenia, w chwili, gdy zepsuło się poprzednie auto, gdy zaczęliśmy myśleć nad przeprowadzką, gdy zjawił się znajomy – pasjonata Fiata 126p, zrodził się pomysł odkurzenia Malucha. Zgodnie z myślą, że nic nie dzieje się przez przypadek postanowiliśmy sięgnąć po gołębia na dachu, bo sam wróbel w garści przestał wystarczać.

***

Jak nie teraz, to kiedy? Jak nie my, to kto?

***

Tak więc przesuwam granice swojej bezpiecznej ekumeny. Czasem robię to delikatnie i z wyczuciem, czasem za pomocą solidnego kopniaka. Przy okazji zauważam całą masę pozytywnych rzeczy, które się dzięki temu rodzą i mimo chwilowych obaw - naprawdę nie chcę zawracać.

***

A Wy, drodzy Przyjaciele? Zrobiliście kiedyś coś szalonego? A może takie marzenia są dopiero przed Wami?

wtorek, 20 maja 2014

Kolejny raz

Zauważyłam dziwną prawidłowość. No, może dwa podejścia to nie za wiele, ale jednak prawidłowość dała się uchwycić. Z reguły moje blogowe ciągotki nasilały się w czasach kryzysu, gdy za oknem padał deszcz, a ciasto czekoladowe nie było już takie smaczne. Doświadczyłam na własnej skórze choroby wszystkich poetów, którzy piszą najwięcej, gdy mają złamane serca. Okropność. Sprawy nabrały na szczęście rumieńców i pierwszy raz w dziejach blogosfery mam ochotę zasiąść przed klawiaturą z szerokim uśmiechem na twarzy. Zmieniło się naprawdę sporo…

  • Pracuję na dwa fronty. Jedną pracę kocham, drugą nieco mniej. Jedna daje mi satysfakcje, druga lepszą kasę.
  • Po wielu latach samochodowej abstynencji, tudzież poruszania się automatami, odważyłam się wsiąść do pojazdu uzbrojonego w manualną skrzynię biegów. Zaczynam to lubić.
  • Po wielu, wielu, wielu latach przełamałam swoją niechęć do plażowania. Wciągnęłam na siebie strój kąpielowy, by nauczyć się aktywnego odpoczynku w wodzie z przerwą na skwierczenie na słońcu. Efekt? Słodkie wylegiwanie się jednak może być przyjemne. Równie przyjemnie wygląda ładnie opalona skóra. No i do tego umiem pływać na plecach. ;)
  • Intensywnie uczę się języków obcych. Na tapecie angielski i… niemiecki! Wreszcie mogę powiedzieć nieco więcej, niż „raus!”
  • Nauczyłam się rysować prostą kreskę na powiece. 
  • Farbuję włosy na odważniejsze kolory. Bardziej rude. Bardziej czerwonawe.
  • Biegam!
  • Zamordowałam wszystkie cytrusy, które stały w doniczkach na oknie. Ostał się jedynie fikus, ale to już raczej kwestia dobrego zakonserwowania…
  • Mam dużo motywacji do działania i kilka szalonych pomysłów do zrealizowania. Jednym z nich jest projekt „Maluch”, o którym będę pewnie jeszcze prawić. Zainteresowanych śledzeniem wspomnianego wątku zapraszam na drugiego bloga: http://zperspektywyfiata.blogspot.com/

Tak…
Mogłabym długo wymieniać. Tak wiele się zmieniło. Zmieniło na lepsze. Na szczęście przyjaciele wciąż Ci sami, równie szaleni i równie pomocni. Na szczęście od dwóch lat budzę się u boku tego samego mężczyzny, ciesząc się z tego za każdym razem. Wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Fakt, że to dopiero początek. :)

Nieśmiało

Dawno, dawno temu, ktoś bardzo mądry powiedział, że w życiu nie można marnować żadnej okazji do tego, by stać się szczęśliwym. To trudne zadanie. No bo ile razy zdarzyło Ci się przegapić najlepszy moment, albo popełnić błąd w najbardziej newralgicznym miejscu? Właśnie.

Długo mnie nie było. Celowo. Zmiany, które nadeszły i wciąż się pojawiają wymagały totalnego restartu. Były nieco zazdrosne o rzeczy kurczowo trzymające się przeszłości. Stąd ostre cięcia.


Długo mnie nie było. Nieśmiało rozglądam się po okolicy i pośród kurzu szukam śladów. Czy jesteś tu jeszcze?