Jeszcze ze dwie wiosny temu wyjście w stroju kąpielowym
na widok publiczny było dla mnie nie do pomyślenia. Z jednej strony atakowały
kompleksy, z drugiej taka forma spędzania wolnego czasu wydawała mi się
strasznie bezsensowna. Ubiegłego lata dałam się namówić na plażowanie oraz wizytę
w termach i… zmieniłam zdanie. Nie przypuszczałam, że taplanie się w wodzie
jest tak przyjemne. A do tego ładna opalenizna, no no. ;)
Tegoroczny sezon otworzyłam sama, bez czekania na zachętę
ze strony Potwora. Gdy on cały weekend spędził w pracy, ja spakowałam koc,
dorzuciłam książkę, butelkę z wodą oraz olejek, po czym wbiłam się w bikini i
zabrałam swój blady tyłek nad Zalew Nowohucki. W połowie okrążenia znalazłam
idealne miejsce. Rozłożyłam się wygodnie pośród różowej koniczyny. O taak,
cudownie mieć wolny weekend!
Moje myśli zaczęły błądzić po rozmaitych obszarach. Jeden
z nich wyraźnie nawiązywał do interesującego wpisu Hanji, na który trafiłam
pewnego ranka, co w magiczny sposób skłoniło mnie do podsumowań i wyjaśnień.
Otóż…
Jakiś czas temu wybraliśmy się z Potworem na małą
wyprawę. Właściwie to on mnie wyciągnął, bo koniecznie musiał odwiedzić stare
śmieci. Pogoda sprzyjała wojażom, więc chętnie udaliśmy się na oględziny starej,
zrujnowanej piekarni. Do takich miejsc mam zazwyczaj dość ambiwalentny
stosunek. Z jednej strony są pasjonujące
same z siebie, zwłaszcza, gdy pośród murów można wyczuć obecność ludzi, którzy
w danym miejscu spędzili znaczną część swojego życia. Paradoksalnie z tego
samego powodu nie chce się tam wchodzić. To niepokojące uczucie czyjegoś wzroku
wbitego w Wasze plecy, brrr! Po zwiedzeniu całego parteru Potwór wpadł na
genialny pomysł wdrapania się na pierwsze piętro po obdrapanych, pozostawiających
wiele do życzenia schodach. Wiedziona instynktem samozachowawczym, a do tego
głęboko przekonana, że tabliczka z napisem „GROZI ZAWALENIEM” nie została tam
powieszona przez przypadek, postanowiłam odpuścić.
Tego dnia odkryłam dwie rzeczy. Odkryłam, czym się różni
odwaga od brawury. Zrozumiałam, że za długo tkwię w swojej STREFIE KOMFORTU.
O ile pierwsza kwestia może się spotkać ze zrozumieniem,
o tyle druga zaczęła mnie nieco uwierać.
No bo pomyślmy… Czy nie macie czasem wrażenia, że
najfajniejsze rzeczy dzieją się gdzieś daleko od was? Przypomnijmy sobie Hobbita
Sama Gamgee, który nigdy nie opuszczał bezpiecznych granic swojej wioski. Czy
dokonałby całkowitej zmiany, gdyby nie zrobił pewnego dnia jednego kroku
więcej? Pewnie nie.
Sytuacja ze schodami uświadomiła mi, że potrzebuję czegoś
innego. Siedzenie w jednym punkcie, choć bezproblemowe i spokojne, na dłuższą
metę nie wnosi niczego konstruktywnego. Zamiast iść naprzód, człowiek stoi w
miejscu, pozbawiając się nowych bodźców oraz motywacji do wstania z łóżka.
Wzięłam swoje spostrzeżenia za rękę i poszłam na długi
spacer. W końcu stało się. Tupnęłam nogą. Postanowiłam zrobić coś szalonego i zawalczyć
o swoje marzenia. Tak naprawdę wiele osób śni najpiękniejsze sny, ale jaki
procent decyduje się podjąć trud ich realizacji?
![]() |
by Monse Nava |
Nie. Nie, nie, nie. Nie chcę zasilać szeregów frustratów.
Chcę coś przeżyć, coś zobaczyć, zasmakować przygody, by na starość usiąść w
bujanym fotelu z uśmiechem na ustach i przyznać przed samą sobą, że ogólnie
było całkiem fajnie. Dlatego zdecydowałam się wybrać na małą włóczęgę po Europie.
Tak na dobry początek. Pomysłem szybko zaraziłam Potwora. W atmosferze ogólnego
pobudzenia, w chwili, gdy zepsuło się poprzednie auto, gdy zaczęliśmy myśleć
nad przeprowadzką, gdy zjawił się znajomy – pasjonata Fiata 126p, zrodził się
pomysł odkurzenia Malucha. Zgodnie z myślą, że nic nie dzieje się przez przypadek
postanowiliśmy sięgnąć po gołębia na dachu, bo sam wróbel w garści przestał
wystarczać.
***
Jak nie teraz, to kiedy? Jak nie my, to kto?
***
Tak więc przesuwam granice swojej bezpiecznej ekumeny.
Czasem robię to delikatnie i z wyczuciem, czasem za pomocą solidnego kopniaka.
Przy okazji zauważam całą masę pozytywnych rzeczy, które się dzięki temu rodzą
i mimo chwilowych obaw - naprawdę nie chcę zawracać.
***
A Wy, drodzy Przyjaciele? Zrobiliście kiedyś coś
szalonego? A może takie marzenia są dopiero przed Wami?